Telewizja 2023-09-18
31

Radomir Wit: politycy marzą, byśmy im dali spokój

fot. Bartosz Krupa/TVN fot. Bartosz Krupa/TVN

- PiS ciągle ma na swojej politycznej agendzie kwestię podporządkowania sobie niezależnych mediów. Politycy obecnego władzy przyznają to wprost w nieoficjalnych rozmowach. Ten plan jest aktualny - mówi Wirtualnemedia.pl Radomir Wit, dziennikarz polityczny TVN24. W rozmowie opowiada o pracy w Sejmie, swoim programie telewizyjnym, książce, którą napisał oraz aktywności na TikToku. 

Radomir Wit od końca listopada ub.r. prowadzi w TVN24 program „Kampania bez kitu”, który ruszył długo przed formalną kampanią przed wyborami parlamentarnymi. - Zależy mi na tym, żeby pokazywać młodych ludzi, czyli również kandydatów i kandydatki do parlamentu i dać im możliwość zabrania głosu. Niezmiennie w drugiej części programu są eksperci – mówi nam dziennikarz.

Program wyróżnia się na tle innych tym, że pojawiają się też młodzi ludzie, przedstawiciele młodzieżówek partyjnych, ale nie tylko. - Dostali w TVN24 pole do konfrontowania się z politykami. Jeśli odpowiedź gościa nie jest dla nich satysfakcjonująca, to mogą się do niej odnieść – opowiada Radomir Wit

27 września na rynku ukaże się książka „Sejm Wita, czyli czego nie mówią wam politycy”, która jest pokłosiem internetowego programu “Sejm Wita”, dostępnego w TVN24 GO. - W książce pokażę kulisy funkcjonowania Sejmu i to czego nie chcą mówić politycy. Książka jest uzupełniona pięcioma wywiadami ze świetnymi dziennikarkami i dziennikarzami: Katarzyną Kolendą-Zaleską, Justyną Dobrosz-Oracz, Karoliną Lewicką, Rochem Kowalskim i Patrykiem Michalskim. To ludzie, którzy mają przeróżne doświadczenia z pracy z politykami - mówi nam Wit.

Opowiadają oni m.in. jak zmieniła się praca dziennikarza sejmowego. - To Prawo i Sprawiedliwość decyduje o funkcjonowaniu parlamentu. I robi wiele by dziennikarzom pracowało się w nim gorzej. Nie da się inaczej tego nazwać. Wprowadza różnego rodzaju ograniczenia, zwyczaje traktowania dziennikarzy. W 2016 próbowano wyrzucić dziennikarzy z Sejmu w ogóle – przypomina dziennikarz.

-  Politycy marzą o tym, byśmy im dali spokój i przestali pytać. Żebyśmy się zmęczyli ich nierzadko po prostu mocno obraźliwym wobec nas zachowaniem. A im bardziej pytamy, tym większe oni mają poczucie, że nie można wszystkiego robić bezkarnie. Dlatego będziemy pytać dalej – mówi Wirtualnemedia.pl Radomir Wir.


Patryk Pallus: „Kampania bez kitu” ruszyła w TVN24 już pod koniec ub.r., gdy nie było jeszcze formalnej kampanii wyborczej. Ta wystartowała w połowie sierpnia, chociaż można było odnieść wrażenie, że trwa od dawna. Czym ogłoszona formalnie kampania wyróżnia się obecnie od okresu tzw. prekampanii?

Radomir Wit: Intensywność wydarzeń nawet przed oficjalną kampanią była bardzo duża. Jednak teraz mamy ramy formalno-prawne do jej prowadzenia i trzeba się do nich dostosować. To kolejne zadanie dla dziennikarek i dziennikarzy. Trzeba sprawdzić, czy działania podejmowane przez komitety, ugrupowania, kandydatów i kandydatki, są zgodne z przepisami prawa. I najważniejsze – czy wszystkie komitety mają równe szanse, czy może dochodzi do przypadku wykorzystywania chociażby administracji państwowej do prowadzenia kampanii przez jeden z komitetów. Na to zjawisko wskazywali obserwatorzy OBWE przy okazji wyborów w 2020 roku. Wydarzeń jest sporo, ale na przełomie września i października będzie ich jeszcze więcej.

Czy coś zmieniasz w „Kampanii bez kitu” w związku z tym?

Zależy mi na tym, żeby pokazywać młodych ludzi, czyli również kandydatów i kandydatki do parlamentu i dać im możliwość zabrania głosu. Niezmiennie w drugiej części programu są eksperci. Jesteśmy na tych kampanijnym szlaku od zeszłego roku, więc nie trzeba wiele zmieniać.  

Twój program wyróżnia obecność młodych ludzi.

To jest ważne. I chodzi o to, że nie tylko młodzi ludzie mogą przyjść, zadać pytanie i tyle. Dostali w TVN24 pole do konfrontowania się z politykami. Jeśli odpowiedź gościa nie jest dla nich satysfakcjonująca, to mogą się do niej odnieść.

Zimą program został wydłużony, dodano część z udziałem ekspertów. Mam wrażenie, że w telewizjach informacyjnych, w mediach, cały czas jest za dużo polityków wypowiadających przekazy dnia, a za mało ekspertów tłumaczących widzom i czytelnikom świat.

Masz rację. Politycy mogą powiedzieć wiele i nie ponoszą za to odpowiedzialności. Stąd potrzebny jest ekspert, naukowiec, czyli ktoś ma mandat do stwierdzenia, czy słowa polityka to prawda czy nie, czy zaprezentowane przez niego dane przez zgadzają się z rzeczywistością, czy może sobie to wymyślił.

Przed wyborami planujesz jakieś debaty kandydatów?

Program trwa prawie 50 minut i jest jak mini debata. Zależy mi, by gośćmi były pary kandydatów i kandydatek w wyborach. Chcę im dać im przestrzeń do rozmowy. Dodatkowych elementów nie przewiduję.

„Kampania bez kitu” ukazuje się co tydzień bez przerwy wakacyjnej. To spore wyzwanie.

Połączyłem to z dyżurem sejmowym. To sporo ułatwia, bo jak jesteś na bieżąco z wydarzeniami w Sejmie i rozmawiasz z politykami, znasz kulisy różnych wydarzeń, to później łatwiej prowadzić program. Przy okazji jeszcze książkę można napisać… (śmiech).

„Sejm Wita, czyli czego nie mówią wam politycy” premierę ma 27 września. O czym będzie ta książka?

To pokłosie programu internetowego „Sejm Wita”, który powstał w TVN24 GO w 2020 r. Jest on kontynuowany i teraz przenosimy go na papier. W książce pokażę kulisy funkcjonowania Sejmu i to czego nie chcą mówić politycy. Książka jest uzupełniona pięcioma wywiadami ze świetnymi dziennikarkami i dziennikarzami: Katarzyną Kolendą-Zaleską, Justyną Dobrosz-Oracz, Karoliną Lewicką, Rochem Kowalskim i Patrykiem Michalskim. To ludzie, którzy mają przeróżne doświadczenia z pracy z politykami. Zależało mi na tym, by odpowiedzieli o tym, jak praca wygląda i jak ona się zmieniła w ostatnich ośmiu latach.  Zmiana jest ogromna, jeśli chodzi o dostęp do informacji publicznej i o to jak politycy przestali się tłumaczyć z tego co robią.

Często widać was na korytarzach sejmowych razem z Justyną Dobrosz-Oracz, jak próbujecie zadać trudne pytania politykom. Oni często ignorują.

O tym rozmawiamy z Justyną Dobrosz-Oracz. Słusznie zwraca uwagę, że ta praca nie jest po to, by nam było miło. Jak ktoś nas obraża, ignoruje, odwraca się plecami to trzeba schować dumę do kieszeni. Politycy marzą o tym, byśmy im dali spokój i przestali pytać. Żebyśmy się zmęczyli ich nierzadko po prostu mocno obraźliwym wobec nas zachowaniem. A im bardziej pytamy, tym większe oni mają poczucie, że nie można wszystkiego robić bezkarnie. Dlatego będziemy pytać dalej.  

Jest jakiś sposób na wydobycie odpowiedzi od polityka, który nie chce odpowiedzieć na pytanie?

Trzeba po prostu zadawać pytania do skutku. To jest cały dziennikarski oręż, jakim dysponuje dziennikarz, korespondent sejmowy. Tak, by polityk wiedział, że musi się wytłumaczyć ze swoich decyzji, swojej pracy.

Zacząłeś pracę w Sejmie w 2015 r., jeszcze w TVP Info. Potem była zmiana władzy.  Jak zmienił się dostęp do polityków czy możliwość poruszania się po budynku parlamentu?

Tak, wtedy TVP Info było jeszcze telewizją publiczną. Odszedłem z niej, gdy stała się bezrefleksyjnym przekaźnikiem rządowej propagandy. Co do samego Sejmu - to Prawo i Sprawiedliwość decyduje o funkcjonowaniu parlamentu. I robi wiele by dziennikarzom pracowało się w nim gorzej. Nie da się inaczej tego nazwać. Wprowadza różnego rodzaju ograniczenia, zwyczaje traktowania dziennikarzy. W 2016 próbowano wyrzucić dziennikarzy z Sejmu w ogóle. Była też przecież próba przejęcia za pomocą ustawy, kontroli nad niezależną stacją telewizyjną. To brzmi absurdalnie, nadal trudno uwierzyć, że to się w ogóle wydarzyło. A to nie koniec, bo PiS ciągle ma na swojej politycznej agendzie kwestię podporządkowania sobie niezależnych mediów. Politycy obecnego władzy przyznają to wprost w nieoficjalnych rozmowach. Ten plan jest aktualny.

Politycy mówią dziś głównie przekazami dnia, wypowiadają się zgodnie z linią partii. Niewielu jest w stanie powiedzieć coś na przekór tej linii.

Wydaje mi się, że jest nadal wielu polityków, którzy mają bardzo ciekawe rzeczy do powiedzenia. Nie decydują się na to, bo wpisują się w partyjne schematy. Szkoda, bo to wzbogaciłoby nasze rozmowy i pewnie pokazałoby zupełnie inne oblicze tych osób. W obozie rządzącym takich polityków jest coraz mniej. Kariera polityczna i nagroda za podporządkowanie się partyjnym rygorom są silniejsze niż pokusa mówienia o tym, co tak naprawdę politycy myślą.

Bywasz częściej w Sejmie niż w siedzibie stacji, więc dziennikarze sejmowi z konkurencyjnych redakcji stają się naturalnie twoimi kolegami z pracy.

Praca w Sejmie to trochę jak praca na placówce korespondenckiej. Bywam tam codziennie, częściej niż w siedzibie stacji. Tam budują się wszystkie relacje, też zawodowe. Przy stolikach dziennikarskich rozmawiamy o tym co się dzieje dookoła. Wymieniamy się swoją interpretacją wydarzeń.

Tzw. „konferencje” obozu władzy oznaczają często możliwość zadania tylko jedno pytania na redakcję, ciągłe połajanki, by nie pytać o tematy inne niż te dotyczące tematyki wydarzenia czy nawet brak pytań. Dlaczego dziennikarze nie wyjdą, tylko uczestniczą w tych wydarzeniach?

Raz mi się zdarzyło, że powiedziałem dziękuję i wyszedłem. To była konferencja posłów Zjednoczonej Prawicy, którzy obrażali koleżanki i kolegów z innych redakcji. I skupiali się na tym, a nie na odpowiadaniu na pytania. Gdy przyszła na mnie kolej, powiedziałem, że nie będą wpisywał się w taką formułę spotkania. Jeśli zaprasza się dziennikarzy na konferencję, to chyba jest się gotowym odpowiedzieć na pytania. Tylko tyle i aż tyle. Żadnego polityka nikt na siłę nie wsadza do Sejmu, by w wielkim cierpieniu sprawował swój mandat poselski. Te osoby bardzo świadomie zdecydowały się pełnić publiczną służbę, więc mają w związku z tym pewne zobowiązania. A już kompletnie nie jestem w stanie zrozumieć tego, że lider obozu władzy, polityk z ogromnym wpływem na rzeczywistość nie organizuje regularnie konferencji prasowych. Jedyne formy, po które sięga to oświadczenia. Mowa o Jarosławie Kaczyńskim, rzecz jasna.

Na pewno do Ciebie docierają głosy, że wielu widzów wolałaby, abyś Ty czy Agata Adamek prowadzili najważniejsze programy publicystyczne, które prowadzą dziennikarze będący na antenie kilkanaście czy nawet 20 lat. Jak na to reagujesz?

Bardzo mi miło, ale zawsze się zastanawiam, czy na pewno chodzi o mnie? Nie ukrywam, że mnie to zawstydza i onieśmiela. Nie mam na co narzekać, mam swoją przestrzeń w Sejmie do prowadzenia rozmów i kontaktu z politykami. Swój piątkowy program, internetowy vlog. Bardzo szanuję wszystkie moje redakcyjne koleżanki i kolegów. Jesteśmy jedną wielką telewizyjną rodziną. I wchodząc do tej rodziny, będąc przedstawicielem powiedzmy trochę młodszego pokolenia, mam od kogo się uczyć - od moich dziennikarskich autorytetów. To dla mnie mega ważne.

Kim one/oni są?

Długo bym mógł wymieniać, a nie chcę nikogo pominąć. Ludzie, z którymi współpracuję na co dzień są w pewnym sensie moimi autorytetami. Nie chodzi tylko o osoby, które wszyscy znają ze szklanego ekranu, ale też o wydawców, wydawczynie, producentów i producentki, redaktorów i redaktorki, ale też chociażby operatorów kamer. Jest się od kogo uczyć.

Chcesz być reporterem sejmowym jeszcze przed długie lata?

Widzę siebie tam, gdzie będzie coś się działo, bo to uwielbiam. Najważniejsze dla mnie, to być w centrum wydarzeń. Kocham tę intensywność. Dlatego nie deklaruję ostatecznie, że chciałbym być tu albo tu.

Więcej dzieje się poza studiem.

O to chodzi. Chociaż i te formy w studiu lubię. I właśnie tam zawsze przydaje się to, czego się dowiedziałeś w Sejmie. Ale lubię być w centrum wydarzeń. Nie cierpię przychodzić do Sejmu w dzień, gdy nic tam się nie dzieje. Jest trójka polityków i nie ma z kim nagrać rozmowy.

I co wtedy robisz?

Staję na głowie, by kogoś jednak znaleźć i nagrać. Szukam jedynej komisji, która się akurat odbywa. Uwielbiam za to takie dni, gdy na moim dyżurze nagram tyle rozmów, że wszystkich stacja nie zdąży wyemitować. To jest świetne uczucie.

Skąd twoja fascynacja polityką? Wcześniej prowadziłeś np. pasma muzyczne w radiu.

Bo kiedyś mi się wydawało, że będę dziennikarzem zajmującym się lifestyle'm (śmiech).

A zostałeś politycznym.

Świat polityki zawsze mnie interesował. W liceum chodziłem do klasy dyplomacji europejskiej. Pracując w studenckim Radiu Luz we Wrocławiu, prowadziłem wywiady z lokalnymi politykami. Potem ułożyłem plan na życie, zakładając, że będą zajmował się show biznesem, muzyką, kulturą, lifestylem. Stąd „Pytanie na śniadanie” w TVP2 w 2012 roku, gdzie prowadziłem wyjazdowe rozmowy z różnych miejsc połączone z prognozami pogody. Potem było Radio ZET i studio radiowe w „The Voice of Poland”. Oczywiście uwielbiam muzykę, ale dziś już wiem, że bardziej jako słuchacz, a nie jako dziennikarz zajmujący się takimi tematami. Lubię dzielić się dobrą muzyką, koncertami, kinem czy teatrem, ale w swoich socialach. Równolegle w TVP od 2013 do 2016 roku pracowałem jako redaktor i reporter w programach reporterskich, więc te sprawy społeczne były mi mimo wszystko w pewnym sensie bliskie. Ale dziś już wiem, że to zajmowanie się polityką, kręci mnie najbardziej.

Polityka jest fascynująca, ale z drugiej strony pełna zła. Politycy często myślą o tym jak zyskać większą władzę i wcale nie chcą zrobić czegoś dobrego dla obywateli.

Takie rzeczy mi się nie podobają. Podoba mi się z kolei intensywność zdarzeń i to, że ten świat ma w sobie taką nieobliczalną stronę, czasami bardzo przykrą. Ale rolą dziennikarzy jest to pokazywać.

Myślałeś kiedyś o powrocie do radia?

Radio jest magiczne. To inny świat niż telewizja. Zupełnie inaczej pochodzisz do rozmowy, bo masz do dyspozycji tylko dźwięk. To był świetny czas, ale nie myślałem o powrocie. Dobrze jest mi tu, gdzie jestem i mam poczucie, że się spełniam.

Jesteś obecny na TikToku, gdzie nie ma wielu dziennikarzy politycznych, dominują tam treści rozrywkowe, śmiesznostki, często jednak bardzo kreatywne. Skąd pomysł na byciu na tej platformie?

Z potrzeby kontaktu z ludźmi, w imieniu których chcę zdawać pytania. Wydaje mi się, że media społecznościowe są miejscem, gdzie najszybciej ludzie mogą dać mi jakiś sygnał zwrotny. Nie mówię oczywiście o trollach. Jestem też na Twitterze, Instagramie i Facebooku. To mój obowiązek, bo swoją pracę wykonują dla innych.  

Opinie, komentarze inspirują cię do pomysłów na pytania?

Tak. Internauci podrzucają tematy, którymi warto się zająć. To bardzo ważne. W tak dużym kraju, nigdy nie będę miał możliwości pogadać na żywo ze wszystkimi osobami, które śledzą moją pracę - chociaż bardzo bym chciał. Media społecznościowe pozwalają na taki kontakt.

Na TikToku są głównie fragmenty Twoich relacji i programów. Typowym TikTokerem nie zostaniesz?

Czasami staram się tam nagrać coś nawiązującego do trendów, ale influencerem nie będę. Nie nadają się kompletnie.

15 października wybory parlamentarne. Czy „Kampania bez kitu” zmieni się po nich?

Kampania zaczyna się dzień po wyborach. A że do kolejnych wyborów będzie blisko, to jestem przekonany, że przestrzeń taka jak mój program będzie przydatna, by śledzić losy polityków i polityczek. Na pewno niezmiennie będziemy weryfikować obietnice, sprawdzać, czy politycy mówią prawdę i wypytywać o decyzje, które podejmują, a które to wpływają na losy milionów Polaków i Polek.

 

Autor: Patryk Pallus

Więcej informacji: Radomir Wit, TVN, TVN24, polityka

praca.wirtualnemedia.pl

Dotrzyj do ponad miliona czytelników
KOMENTARZE (31) DODAJ OPINIĘ

W TYM TEMACIE

NAJPOPULARNIEJSZE

<WRÓĆ NA PRACA
Praca Start Tylko u nas