Tomasz Sekielski: PiS marzy się jeden, wielki koncern medialny
- PiS marzy się jeden, wielki koncern medialny sterowany przez redaktora naczelnego Jarosława Kaczyńskiego, który będzie mówić, co może się ukazać danego dnia, a co nie. Sekretarzem redakcji będzie Jacek Kurski. Do pomocy dostanie Marcina Wolskiego. Wciąż jednak istnieją niezależne media - mówi Tomasz Sekielski w rozmowie z Wirtualnemedia.pl.
Dziennikarz śledczy, reporter, dokumentalista, pisarz. Zakończył pracę nad filmem o pedofilii w polskim Kościele, którego premiera odbędzie się 11 maja 2019 roku. Dokument będzie można obejrzeć za darmo na YouTubie, ujawnił jego pierwszy zwiastun. Wiadomo, że planuje również książkę „Tylko nie mów nikomu” - zostanie wydana prawdopodobnie jesienią. Obecnie pracuje nad kolejną produkcją – o SKOK-ach, na którą także zbiera pieniądze poprzez finansowanie społecznościowe.
Karierę dziennikarską zaczynał w bydgoskim radiu VOX, następnie był związany z Radiem Wawa, z którego przeniósł się do RDC. W 1997 roku znalazł się w zespole, który tworzył „Fakty”, a ze stacją TVN był związany 15 lat. Prowadził m.in. takie programy jak „Kuluary”, „Prześwietlenie”, „Teraz MY” czy „Czarno na Białym”. Jest m.in. laureatem Nagrody Radia ZET im. Andrzeja Woyciechowskiego za 2006 rok, otrzymał ją wspólnie z Andrzejem Morozowskim. Współpracuje z serwisem Onet, gdzie prowadzi wybrane wydania porannego programu "Onet Rano".
Z Tomaszem Sekielskim rozmawiamy o jego produkcjach: o filmie o pedofilii w Kościele, spotkaniach z ofiarami, doświadczeniach reportażysty oraz pracy nad kolejnym dokumentem – o SKOK-ach. Reporter wskazuje także bolączki środowiska i ocenia, jakie cechy powinien mieć dobry dziennikarz.
___________________________________________________________________________
Nikola Bochyńska, Wirtualnemedia.pl: Skończyłeś film o pedofilii w Kościele. Organizujesz zbiórkę na kolejną produkcję. Skąd decyzja o tym, żeby zająć się sprawą SKOK-ów?
Tomasz Sekielski: Nie chcę porównywać obu spraw, ale SKOK-i to temat, który tak jak pedofilia w Kościele wzbudza olbrzymie zainteresowanie. Odnoszę wrażenie, że politycy - czy to z PiS, czy z Platformy - nie są zainteresowani wyjaśnieniem tej sprawy. Wiele wskazuje na to, że wina leży po obu stronach politycznej barykady. To powoduje, że ta sprawa jest co chwilę wyciągana jako broń do bieżącej „nawalanki”. Brakuje solidnego zgłębienia tematu, pokazania, o co w tym wszystkim chodzi z różnych perspektyw. Temat budzi bardzo wiele kontrowersji, w tle jest afera na miliardy złotych. Nie chcę robić filmów obojętnych ludziom, które nie wywołują emocji. Uznałem, że warto po raz kolejny poprosić o wsparcie przyszłych widzów.
Główną przyczyną wyboru tematu jest sensacja, jaką film ma wzbudzić?
Nie chciałbym używać słowa „sensacja”. Nie uważam sprawy pedofilii za sensację. To słowo, które jest zwykle łączone z określeniem „tania”. Tania sensacja. Ja mówię o emocjach. Ludzie są wkurzeni, że nikt poważnie nie zabrał się za tę sprawę. Jak to możliwe, że władza, mafia i służby specjalne działały ręka w rękę i doprowadziły do przekrętów finansowych na tę skalę? Dlaczego w tle pojawiają się nazwiska znanych polityków z lewej i prawej strony? Jak to możliwe, że utopiono miliony złotych, że zlecono zabójstwo urzędnika państwowego? Jestem dziennikarzem, który zawodowo dojrzewał podczas tzw. afery Rywina - tę komisję śledczą relacjonowałem od pierwszego do ostatniego dnia. Chcę pokazać hipokryzję polityków, którzy mówią o walce z przestępczością, oczyszczaniu państwa z mafii, zorganizowanej przestępczości, a jednocześnie robią niewiele, aby wyjaśnić aferę SKOK. Chcę zastanowić się nad kondycją państwa, które dopuszcza do takiej afery. Do tej pory nikt nie robił w Polsce filmu o pedofilii w Kościele, nikt też nie zrealizował dokumentu, który łączy światy finansów, polityki i służb specjalnych.
Organizując kolejną zbiórkę zaznaczyłeś, że realizacja filmu o SKOK-ach wiąże się z większym ryzykiem i będziecie potrzebować stałej ochrony prawnej. 550 tys. złotych wystarczy? Co z ryzykiem wytoczenia ci procesu na kwotę kilku milionów złotych?
Kwota, jaką potrzebujemy zebrać jest większa, niż na film o pedofilii w Kościele m.in. właśnie dlatego, że musimy mieć zapewnioną stałą ochronę prawną. Dziennikarze, którzy zajmowali się tą sprawą byli i są ciągani po sądach. Musimy być przygotowani na każdą ewentualność. Nie pracuję w żadnej korporacji, nie mam za sobą sztabu prawników.
Dziennikarka Bianka Mikołajewska śledziła sprawę SKOK-ów przez kilkanaście lat. Otrzymała za swoją pracę najważniejsze nagrody dziennikarskie, ale ma na swoim koncie procesy cywilne i karne. M.in. na kwotę 5 mln złotych. Sprawę wytoczono, kiedy była jeszcze w „Polityce”. Jesteś na to gotowy?
Nie zbieram pieniędzy na odszkodowanie. Chcę się jednak przygotować, bo jestem przekonany, że im dłużej będziemy przy tym temacie „grzebać”, tym silniejsze będą próby zastosowania wobec nas cenzury prewencyjnej. Być może ktoś wystąpi do sądu, aby wstrzymać emisję filmu. Być może zacznie się wytaczanie procesów, zanim ukończymy film. Widząc, jak potraktowano Biankę, która pisała prawdę, jestem na to gotowy. To w dużej mierze dzięki niej opinia publiczna dowiedziała się o aferze SKOK. Zakładam, że będziemy toczyć boje prawne, dlatego musimy na stałe korzystać z usług prawnika. Nie boję się. Zakładam jednak, że będzie się nam maksymalnie utrudniać pracę, przygotowując pozwy już na etapie pracy nad filmem.
Podkreślasz, że w sprawę są zamieszani znani politycy, celebryci, mafia, służby specjalne i dziennikarze. Podasz konkretne nazwiska?
Podam konkretne nazwiska, pokażę powiązania. Wytłumaczę, dlaczego w niektórych mediach SKOK-i mogą liczyć na bezkrytyczną i bezwarunkową ochronę medialną.
Powiesz, jakie tytuły masz na myśli?
Czytelnicy Wirtualnych Mediów są na tyle inteligentni, że sami wyliczą, kogo mogę umieścić w tym filmie.
Nie boisz się ostracyzmu środowiska? Nadepniesz na odcisk dziennikarzom, a przecież są pamiętliwi.
(śmiech). Zauważyłaś, żebym był nadzwyczaj kochany?
„Mamy w środowisku różne układy, układziki”
Jeśli chodzi o film o pedofilii w Kościele, sam musisz przyznać, że media ci sprzyjały i zainteresowały się tematem. Pomogły dawne znajomości?
Jestem bardzo wdzięczny za zainteresowanie, z jakim spotkał się dokument o pedofilii w Kościele. Uważam jednak, że nie mogę przedkładać osobistej popularności wśród kolegów nad prawdę i pokazanie prawdziwego obrazu afery SKOK-ów. Mam nadzieję, że każdy, kto rozumie na czym polega robota dziennikarza, dokumentalisty - zrozumie moją postawę. Nie oczekuję poklasku i zachwytu w stylu: „O, jaki ten Sekielski bezkompromisowy”. Nie kalkuluję, kto się obrazi, jeśli zrealizuję ten czy inny projekt. Byłbym wtedy nieuczciwy wobec moich patronów, którzy finansują produkcję. Całe przedsięwzięcie opiera się na tym, że jestem absolutnie uczciwy wobec ludzi, którzy wspierają finansowo tę produkcję. Moja uczciwość opiera się na mojej niezależności. Inaczej nie da się tego zrealizować - mamy w środowisku różne układy, układziki.
Zbiórka cieszyła się bardzo dużą popularnością. Według ciebie ludzie płacą za prawdę, której nie mogą dostać od mediów głównego nurtu, czy temat pedofilii w Kościele jest tematem tabu, którym interesuje się coraz więcej osób?
Coraz więcej osób zdaje sobie sprawę z tego, że duże media, koncerny medialne są nastawione na zysk, działania komercyjne. Trudne tematy zawsze przegrają z Sylwestrem Marzeń czy „Milionerami”. Odkładam na bok presję reklamodawców, polityków. Duże telewizje są skupione na „bieżączce”, komercyjnym podejściu. Robią tylko to, co przynosi duży zysk – nie są specjalnie zainteresowane wkładaniem pieniędzy w ambitniejsze, trudniejsze produkcje. Coraz więcej osób dojrzewa również do myśli przekazania pieniędzy komuś, do kogo ma zaufanie. Niech to będzie nawet 5, 10 czy 20 złotych. Niech ten, komu ufają, zrobi coś interesującego. Dostaną wtedy to, czego nie dostarcza im telewizja głównego nurtu. Wierzę w finansowanie społecznościowe o wiele bardziej, niż jeszcze kilka miesięcy temu. Coraz bardziej możliwe staje się finansowanie niezależnego dziennikarstwa, wolnego od nacisków redakcyjnych, politycznych, od presji reklamodawców.
Projekty, działające w oparciu o finansowanie społecznościowe już istnieją – w taki sposób utrzymuje się choćby OKO.Press.
Dobry przykład. Wciąż jednak jest więcej osób, które kibicują w zbiórkach, niż wpłacających. Jestem wdzięczny każdemu patronowi, ale na moją produkcję wpłacił jedynie promil osób spośród tych, które mogłyby pomóc. Wciąż mamy w tym zakresie dużo do zrobienia. Jeśli ludzie nie będą chcieli zadowalać się płytką rozrywką, infotaimentem i zrozumieją, że kluczem do tego jest finansowanie społecznościowe - ma to przyszłość. Mam nadzieję, że kolejna zbiórka tylko potwierdzi, że obrałem dobrą drogę i uda się zbudować coś większego. Nie chodzi tylko o platformę do realizacji moich filmów.
„Medialne korporacje są nastawione na zadowolenie akcjonariuszy i właścicieli”
Być może powinna powstać platforma, rodzaj medium, które będzie wspierać niezależne dziennikarstwo - projekty dziennikarzy z różnych redakcji.
Mam nadzieję, że kiedy ludzie zobaczą, że powstał pierwszy, drugi film i że Sekielski zrealizował dokładnie to, co obiecał - zaufają, że taki system finansowania jest dobry. Tematów jest wiele. Zróbmy tak, żeby niezależne projekty dało się sfinansować. Wielkie, medialne korporacje są nastawione na zadowolenie akcjonariuszy i właścicieli. Większość środków pompowanych w redakcje nie wraca do obiegu dziennikarskiego. Być może trzeba powrócić do dyskusji o spółdzielniach dziennikarskich? Wszystko po to, żeby czytelnik, który płaci za gazetę nie musiał przeglądać 150 stron z reklamami, a w zamian dostawać tylko kilka stron treści. Płaciłby dziennikarzom za to, że pracują nad swoimi tematami, a nie korporacjom. Wiem, że brzmi rewolucyjnie. Oczywiście, finansowanie obywatelskie nie zastąpi dużych mediów. Musimy jednak zbudować inny tor myślenia o pracy dziennikarza, dokumentalisty, reportera. Trzeba też edukować odbiorców, pokazać im, jakie korzyści płyną dla nich z wartościowych treści.
Przecierasz ścieżkę dla innych twórców, dziennikarzy, którzy chcą pracować w oparciu o crowdfunding?
Jestem przekonany, że tak jest. Nigdy nie ukrywałem, że jeśli uda mi się zebrać pieniądze na pierwszy dokument, będzie to sygnał dla tych, którzy zastanawiają się nad własnymi projektami. Warto walczyć o swoje. Być może dodałem nieco odwagi kolegom: reportażystom, dokumentalistom, dziennikarzom, zmęczonym siedzeniem w redakcji i tematami, które przestały ich interesować? Być może odważą się, aby zrobić własny projekt. Powiedzą: „Dobra, Sekielski zrobił – też spróbuję”. Trzeba się odważyć, podjąć ryzyko. Warto.
Zanim zorganizowałeś zbiórkę, zwracałeś się o pomoc w finansowaniu właśnie do dużych koncernów. Wtedy żaden z nich nie był zainteresowany. Niedawno podjąłeś jednak współpracę z Onetem. W ramach promocji filmu o pedofilii w Kościele będziesz współpracować z portalem?
Moja współpraca z Onetem dotyczy porannego pasma publicystycznego, które prowadzę kilka razy w miesiącu. Nie ma związku z filmem.
„Opowieści ofiar przytłaczają, nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo”
Miałeś krytyczne momenty podczas pracy nad filmem o pedofilii w Kościele?
Opowieści ofiar przytłaczają, nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo. Początkowo wydawało mi się, że jestem na to odporny, ale poznając kolejne ofiary i kolejne sprawy czułem psychiczne zdołowanie. Spotkały ich niewyobrażalne krzywdy. Pomyśl o 7-letniej dziewczynce, która była wykorzystywana przez księdza. Do tej pory nie pozbierała się po tym zdarzeniu. Masz spotkanie z chłopakiem, który od 11. roku życia był gwałcony przez zakonnika. Widzisz, jak nie ułożyło mu się życie. To obciąża psychicznie. Momentami byłem absolutnie wkurzony na tych, którzy wyrządzili im krzywdy. Jestem zły na system, który sprawił, że są pozostawieni sami sobie. Dopiero, kiedy patrzysz ludziom w twarz, widzisz ich emocje, nerwy - wtedy to do ciebie dociera. Obciążające jest również poczucie, że nie jestem w stanie opowiedzieć tych wszystkich historii. Wiem, że każda z nich na to zasługuje.
Wtedy odmawiasz, mówisz, że nie dasz już rady pokazać w filmie kolejnej historii?
Być może wrócę jeszcze kiedyś do tego tematu. Historii było bardzo wiele. Odesłałem kilka osób do fundacji, żeby tam otrzymały wsparcie i tam podzieliły się swoją historią. Nie były jeszcze gotowe na to, aby ją opowiedzieć publicznie. Nie chciałem robić im nadziei. Nie byłem w stanie opowiedzieć o wszystkich.
Niektórzy uważają, że dziennikarz nie może spoufalać się z rozmówcą, bo wtedy traci obiektywne spojrzenie. Jak Ty rozmawiałeś z ofiarami?
Nie mówiłem im: „Proszę usiąść i opowiedzieć mi swoją historię, dziękuję, do widzenia”. Oni potrzebują empatii, nie jechałem do nich i nie zadawałem trzech pytań. Żeby usłyszeć historię, trzeba być zainteresowanym. To się czuje - zainteresowanie, powagę sytuacji. Nie da się odciąć, zupełnie wyalienować. Dla moich rozmówców jestem gwarancją, że film przedstawi obiektywnie ich racje. Zgodzili się na rozmowę, na pokazanie twarzy, bo to ja z nimi rozmawiałem, nie ktoś inny. Mówiłem im o zagrożeniach, jakie mogą ich spotkać w związku z tym, że decydują się na udział w filmie. To nie jest wywiad z politykiem. Żeby opowiedzieć ich historię, trzeba poczuć to, co przeżyli. Oczywiście, że mogę sobie jedynie wyobrazić cierpienie, jakiego doznali. Tym bardziej jednak muszę być wyczulony na ich uczucia, emocje. Tak, żeby je oddać, aby film był prawdziwy.
„PiS marzy się jeden, wielki koncern medialny”
Porozmawiajmy jeszcze trochę o dziennikarstwie. Część dziennikarzy sądzi, że ubiegły rok był bardzo trudny dla tego zawodu, że zwiększyły się naciski ze strony władzy. Też to zaobserwowałeś czy naciski zawsze były i będą?
Były zawsze. Mam jednak poczucie, że PiS marzy się jeden, wielki koncern medialny sterowany przez redaktora naczelnego Jarosława Kaczyńskiego, który będzie mówić, co może się ukazać danego dnia, a co nie. Sekretarzem redakcji będzie Jacek Kurski. Do pomocy dostanie Marcina Wolskiego. Wciąż jednak istnieją niezależne media. Napięcie jest coraz bardziej wyczuwalne. PiS próbuje wmówić Polakom, że istnieją zależności pomiędzy tym, że „TVN jest amerykański i Onet jest niemiecki”, a tym, jakie są tam publikowane treści. To bzdury. W „Rzeczpospolitej”, za czasów kiedy miała zagranicznego inwestora, pracowali tzw. dziennikarze niepokorni. Odeszli za czasów polskiego właściciela. To zagraniczny był jednak lepszy od Hajdarowicza? Narracja o polskojęzycznych mediach, a niemiecko- czy anglo- języcznych jest absolutną manipulacją. Dyskusja powinna toczyć się na poziomie: rzetelne - nierzetelne dziennikarstwo. Prawda – fałsz. Propagandziści – dziennikarze. Mamy obowiązek bycia uczciwymi wobec odbiorców. Jeśli właściciel zmusza dziennikarzy do autocenzury, a oni tkwią w tym układzie, naprawdę nie ma znaczenia, jakiej jest narodowości. Po co ci dziennikarze tkwią w tym systemie? Dla kredytu? Bycie dziennikarzem to coś więcej, niż odbieranie pensji. Dziennikarz musi szanować swoją niezależność. Nie może godzić się na to, żeby ktoś mu dyktował, co ma pisać.
Wszyscy wiemy, że każda redakcja ma swoje interesy i są tematy, których się nie podejmie. Jedno medium nie napisze o sprawie, bo jego reklamodawcą jest podmiot X. Inne nie napisze, bo reklamodawcą jest podmiot Y. Nie jest to tajemnica.
Od lat powtarzam, że większym problemem dziennikarstwa jest presja ekonomiczna, a nie polityczna. To nie groźby polityków są problemem, tylko presja ze strony reklamodawców. Mogą naciskać, żeby temat się nie ukazał, żeby zaniechano publikacji. Inaczej wycofają kilka milionów dla danej redakcji. Zgadzam się, że to olbrzymi problem. Tym bardziej potrzebujemy kogoś, kto będzie rzecznikiem praw czytelników, widzów. A kto ma nim być, jeśli nie dziennikarz? Ktoś powinien zająć się kontrolowaniem mediów. Żeby było jasne, nie myślę o sobie.
Wspomniałeś o hipokryzji polityków, a co powiesz o hipokryzji środowiska dziennikarskiego?
Naszym problemem również jest hipokryzja. Na pewno nie w takim samym stopniu, jak polityków. Mamy w środowisku syndrom niespłaconych kredytów. „Co ja mogłem zrobić, przecież mam kredyty, rodzinę”, „Kazali mi zdjąć temat, więc zdjąłem”, „Kazali mi zrobić – zrobiłem”. Problemem jest pogoń ze sensacją, klikalnością i oglądalnością. Czasem nie podejmuje się ryzyka, bo „czy to się kliknie”?
„Dobry dziennikarz powinien być odważny”
Powiedzieliśmy sobie o bolączkach zawodu dziennikarza. Jaka cechę według ciebie bezwzględnie powinien mieć dobry dziennikarz?
Powinien być odważny. Mieć odwagę do podejmowania trudnych tematów, odwagę do pójścia pod prąd, odwagę do niechodzenia na skróty. Odwagę do obrony pokrzywdzonych, słabszych. Odwagę do podjęcia ryzyka rzucenia tego, co robi, jeśli nie ma z tego satysfakcji. Odwagę do szukania własnej drogi. Odwagę do głoszenia sądów, przede wszystkim tych niepopularnych. Odwagę do stawiania niewygodnych pytań.
Dziękuję za rozmowę.
Dołącz do dyskusji: Tomasz Sekielski: PiS marzy się jeden, wielki koncern medialny