Dziennikarka oblała farbą ambasadora Rosji w Polsce. „Grożą mi setki Rosjan na wszystkich portalach społecznościowych”
- Nie zrobiłam niczego złego, oblałam się czerwoną farbą, a ambasador po prostu stał za blisko i na niego też poleciało. Teraz dostaję groźby od setek Rosjan, na wszystkich portalach społecznościowych - mówi portalowi Wirtualnemedia.pl Iryna Zemlyana, dziennikarka, która w poniedziałek trafiła na czołówki światowych i polskich portali po tym, jak zbryzgała sztuczną krwią ambasadora Rosji, Siergieja Andriejewa.
Andriejew był wczoraj na warszawskim Cmentarzu Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich i chciał złożyć tam kwiaty, ale stało się coś, co mu to uniemożliwiło: drogę zastąpiła mu grupa manifestantów z Ukrainy, którzy w geście protestu przeciwko wojnie oblewali się sztuczną krwią. W pewnym momencie czerwona ciecz zbryzgała także twarz i garnitur rosyjskiego ambasadora. Do oblania go (przypadkiem) czerwoną farbą przyznała się ukraińska dziennikarka i aktywistka, Iryna Zemlyana. - To był przypadek, nie zrobiłam nic złego. Oblałam siebie sztuczną krwią na znak protestu, a on po prostu stał zbyt blisko, więc poleciało też na niego - mówi w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl dziennikarka.
Russian Ambassador to Poland #SergeyAndreev reacts after being covered with red paint by anti-war protestors prior to a wreath-laying ceremony at Mausoleum Cemetery in Warsaw, #Poland 📷: Wojtek Radwanski / @AFPphoto pic.twitter.com/UXf0qjWBhC
— Getty Images News (@GettyImagesNews) May 9, 2022
"Będziemy wszędzie czekali na Rosjan"
Tak czy inaczej, wydarzenie z Warszawy błyskawicznie trafiło na czołówki polskich i do zagranicznych portali, zyskując rangę symbolu – o co chodziło protestującym. - Rosja i Rosjanie powinni zostać odizolowani od reszty świata, ale zamiast tego rosyjscy urzędnicy podróżują do europejskich miast i pozwalają sobie na wszelkiego rodzaju akcje, takie jak składanie kwiatów - mówi nam Iryna Zemlyana. - Dlatego Rosjanie powinni wiedzieć, że gdziekolwiek pójdą, będą na nich czekać Ukraińcy. Przy okazji protestu z ambasadorem Rosji chcieliśmy pokazać światu krew Ukraińców, których teraz Rosja zabija na Ukrainie - dodaje.
"Grożą mi teraz setki Rosjan"
Zemlyana jest bardzo ostrożna: zanim zdecydowała się rozmawiać z dziennikarzem portalu Wirtualnemedia.pl, najpierw poprosiła o wszystkie dane dotyczące redakcji, a następnie poprosiła o czas na weryfikację. – Musze cię sprawdzić, zweryfikować. – Nie ma sprawy, proszę to zrobić na spokojnie – mówiłem, podsuwając przy okazji kilka nazwisk osób, które mogłyby potwierdzić, że nie rozpowszechniamy rosyjskich przekazów propagandowych. Gdy weryfikacja przebiegła pomyślnie, Iryna wytłumaczyła, że jest zmuszona do ostrożności. – Tak naprawdę po tym, co stało się w Warszawie teraz grożą mi setki Rosjan na wszystkich portalach społecznościowych – powiedziała.
Iryna Zemlyana to w gruncie rzeczy dziennikarka, choć w sytuacji, w jakiej teraz jest Ukraina, musiała stać się także aktywistką. Do chwili wybuchu wojny z Rosją pracowała w kijowskim Instytucie Masowej Informacji. Teraz – jak podaje „Gazeta Wyborcza” - przebywa w Polsce i stąd wspiera innych dziennikarzy, którzy zostali i pracują w Ukrainie.
Moskwa żąda reakcji Warszawy
Na incydent w Warszawie zareagowała Maria Zacharowa, rzeczniczka rosyjskiego MSZ. – Zachód zmierza ku reinkarnacji faszyzmu – napisała na Telegramie. - Burzenie pomników bohaterów II Wojny Światowej, bezczeszczenie grobów, a teraz zakłócanie ceremonii składania kwiatów w dniu świętym dla każdego przyzwoitego człowieka dowodzi tego, co już jest oczywiste – dodała. Jak podaje agencja Ria.ru, ambasador Rosji zapowiedział, że złoży oficjalny protest w sprawie incydentu na Cmentarzu Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich.
Rosyjskie MSZ wydało też oficjalne oświadczenie, w którym zażądało, by Warszawa „niezwłocznie” zorganizowała ponowną ceremonię złożenia wieńców, tym razem – „zapewniając jej całkowite zabezpieczenie przed wszelkimi prowokacjami". "Wzywamy stronę polską do podjęcia odpowiednich działań dzisiaj" – zażądano w oświadczeniu.
W odpowiedzi szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, Mariusz Kamiński napisał na Twitterze, iż „zgromadzenie przeciwników rosyjskiej agresji na Ukrainę (..) było legalne”, zaś „emocje ukraińskich kobiet, biorących udział w manifestacji, których mężowie dzielnie walczą w obronie ojczyzny są zrozumiałe”. - Polskie władze nie rekomendowały ambasadorowi Rosji składania kwiatów 9 maja w Warszawie. Policja umożliwiła ambasadorowi bezpieczny odjazd z miejsca zdarzenia - napisał minister.
Zgromadzenie przeciwników rosyjskiej agresji na Ukrainę, gdzie każdego dnia dochodzi do zbrodni ludobójstwa było legalne. Emocje ukraińskich kobiet, biorących udział w manifestacji, których mężowie dzielnie walczą w obronie ojczyzny są zrozumiałe. 1/2
— Mariusz Kamiński (@Kaminski_M_) May 9, 2022
"Dyplomaci cieszą się ochroną"
Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych z kolei wydało jednoznaczne oświadczenie o treści: „Wydarzenie, które miało miejsce dzisiaj podczas składania wieńców przez Ambasadora Federacji Rosyjskiej na Cmentarzu Poległych Żołnierzy Sowieckich było godnym ubolewania incydentem, który nie powinien mieć miejsca. Dyplomaci cieszą się szczególną ochroną, bez względu na politykę, którą prowadzą ich rządy” - czytamy w nim.
Wojna w Ukrainie trwa już 76 dni. Na skutek rosyjskiej agresji gospodarka Ukrainy skurczy się o prawie połowę, a wyzwaniem będzie odbudowa zniszczeń – ocenia Jakub Rybacki z Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Z powodu niskiej produkcji metalurgicznej ucierpią m.in. europejski przemysł motoryzacyjny i sektor budowlany. Przytaczając szacunki ONZ, ekspert PIE zwrócił uwagę, że straty infrastrukturalne tylko w pierwszych trzech tygodniach konfliktu szacowane są na 100 mld dol. – to czterokrotnie większa wielkość niż roczne nakłady inwestycyjne Ukrainy.
Dołącz do dyskusji: Dziennikarka oblała farbą ambasadora Rosji w Polsce. „Grożą mi setki Rosjan na wszystkich portalach społecznościowych”