Wczoraj i dziś internauci wpisywali w wyszukiwarkę Google frazę „Pokemon Go” częściej niż „Twitter”, „Instagram” czy „Gmail”, ale także niż „porn” i „sex”. Fenomen gry łączącej rzeczywistość wirtualną z realnym światem ma także swoje finansowe oblicze.
Jeszcze w ubiegły czwartek akcje firmy Nintendo warte były łącznie około 2,12 bln jenów (84 mld zł), tymczasem dziś wartość japońskiej spółki była o połowę wyższa (3,24 bln jenów, czyli 124 mld zł). To wszystko stało się w ciągu trzech giełdowych sesji.
Cena pojedynczej akcji Nintendo wzrosła do 22 840 jenów. Po raz ostatni były one tak drogie w październiku ubiegłego roku. Co ciekawe, powodem ubiegłorocznych mocnych spadków Nintendo była… zapowiedź opóźnienia premiery gry mobilnej. Kto nie stracił wówczas nerwów, dziś może być zadowolony.
– Inwestorzy rzucili się do kupna akcji Nintendo wierząc, że popularność gry Pokemon Go pomoże zwiększyć zyski japońskiego giganta, który ostatnio przeżywał raczej chude lata. Przez ostatnie miesiące akcje Nintendo reagowały na wszelkie informacje o wielkim strategicznym zwrocie, którym dla firmy było odejście od produkowania gier na własne urządzenia (np. konsole Wii) na rzecz wydawania gier na smartfony i tablety – komentuje Michał Żuławiński, analityk Bankier.pl.
Pokemon Go to gra na urządzenia mobilne, która łączy świat realny i wirtualny. W trakcie spacerów w rzeczywistym świecie gracze znajdują i łapią Pokemony (skrót od ang. pocket monster, kieszonkowe potwory), używając kamery w telefonie. Aplikacja wykorzystuje GPS, dzięki czemu możliwa jest lokalizacja położenia gracza i sprawdzenie, czy w pobliżu są jakieś stworzenia do złapania. Gracze mogą potem obserwować rozwój wirtualnych istot, a także prowadzić walki między sobą. Aplikacja jest darmowa, jednak posiada wbudowany system mikropłatności – za kilka dolarów gracze mogą kupować dodatkowe przedmioty, które ułatwiają rozgrywkę.
– Obecnie giełdowi gracze są w fazie zachwytu perspektywami, jakie przed Nintendo roztaczają pierwsze dni sukcesu Pokemon Go. Trzeba jednak pamiętać, że historia zna wiele innowacyjnych produktów i usług, które – mimo początkowego boomu, w dłuższym okresie nie były w stanie zarobić na siebie tak, jak życzyliby sobie tego inwestorzy. W 2012 r. hitem były akcje firmy Zynga (producent gier dostępnych m.in. na Facebooku), które dziś są pięciokrotnie tańsze niż w szczytowym momencie – dodaje Żuławiński.
Producentem gry wykorzystującej popularną markę Pokemonów jest firma Niantic, w którą Nintendo zainwestowało w ubiegłym roku 30 mln dolarów. Wcześniej firma, która wyrosła jako startup Google’a (od giganta odłączyła się jesienią 2015 r.), wypuściła na rynek mobilną grę Ingress, która nie zdobyła jednak takiej popularności, jak łapanie Pokemonów.
Co ciekawe, 1 kwietnia 2014 r. firma Google postanowiła zaskoczyć internautów. W serwisie Youtube zaprezentowany został film pokazujący jak mogą oni w jednej chwili stać się trenerem pokemonów. Wystarczyło pobrać specjalną aktualizację do aplikacji Google Maps. Niestety, niespodzianka ta została wkrótce wyłączona, czego internetowy gigant zapewne dziś mocno żałuje.
Przedruk i powielanie informacji prasowej oraz komentarzy analityków Bankier.pl dozwolone pod warunkiem powołania się na źródło Bankier.pl.
Więcej na ten temat: http://www.bankier.pl/tag/pokemon-go
dostarczył infoWire.pl