SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Kristen Wiig i Ricky Martin w jednym serialu? Recenzja „Palm Royale” Apple TV+

Amerykańskie lata 60. to jeden z ulubionych momentów popkultury. Stare pieniądze i tradycyjny podział ról ustępują miejsca rewolucji seksualnej i emancypacji kobiet. Zamiast szykownych sukienek koktajlowych, coraz częściej pojawiają się dżinsowe spódnice i feminizm drugiej fali. Doskonałym podsumowaniem lat 60. stał się serial „Mad Men” Matthew Weinera. Czy „Palm Royale” ma szansę z nim konkurować o uwagę widzów?

„Palm Royale”, Apple TV+„Palm Royale”, Apple TV+

Niestety nie. „Palm Royale” to jedna z nielicznych porażek Apple TV+. Serial nie jest kompletną katastrofą, ale dużym rozczarowaniem, zwłaszcza biorąc pod uwagę gwiazdorską obsadę, pomysł i możliwości eksploatacji niezwykle wdzięcznego do filmowania momentu w amerykańskiej historii. Jedyny plus tej produkcji, to piękne sukienki bohaterek, żywe kolory, wspaniałe zdjęcia. Serial wygląda jak idealna pocztówka z lat 60.

Lato w Palm Beach  
Dziesięcioodcinkowy „Palm Royale” powstał na podstawie książki „Mr. and Mrs. American Pie” autorstwa Juliet McDaniel. Punkt wyjścia jest bardzo obiecujący. Lato 1969 roku trwa w najlepsze, kilka miesięcy wcześniej zaprzysiężono nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych, Dicka Nixona, a pierwszy człowiek postawił stopę na Księżycu. Dla uprzywilejowanych przedstawicielek starych pieniędzy, to idealny czas na spotkania w elitarnych klubach, odbieranie nagród za całoroczną dobroczynność i przygotowywanie wyjątkowej sukni na kolejny raut. Maxine (w tej roli Kristen Wiig) pojawia się w Palm Beach znikąd i od razu próbuje przedrzeć się do grona tamtejszej śmietanki towarzyskiej. Okazuje się, że to wcale nie jest takie proste.

Niewiele wiemy o tym, co sprawiło, że bohaterka, podając się za żoną szanowanego pilota z cenionej i zamożnej rodziny, mieszka w dość przypadkowym miejscu, całe jej życie toczy się w samochodzie, a ubrania pożycza od kobiety w śpiączce (w roli Normy wystąpiła Carol Burnett). Maxine robi wszystko, żeby przynależeć do wyższej klasy, ale jak się okazuje, zdradzają ją detale, jak np. dziewięcioletnia torebka Gucci, która co prawda warta jest fortunę, ale akurat wyszła mody. Już nie nowość, jeszcze nie vintage. Zdradza ją też mocna opalenizna, w końcu u kobiet z szanowanych rodzin raczej nie jest czymś powszechnym. Damy chronią się przed słońcem i robią wszystko, żeby nie opalić ani kawałka ciała.

Królowe piękności  
Okazuje się, że bohaterka to była królowa piękności więc mimo że w konkursach nie bierze już udziału, wciąż dba o siebie według ich standardów. W Polsce nie rozumiemy amerykańskiej obsesji dotyczącej konkursów piękności i tego, jak całe rodziny inwestują w dziewczynki, żeby wygrywały w takich konkursach, przechodziły do kolejnych i w ten sposób monetyzowały swoją urodę, a przy okazji, zarabiały na utrzymanie rodziny. Maxine jest właśnie taką dziewczyną, która całe życie podporządkowała drylowi konkursowemu i upatruje w tym wielkiej wartości.

Wybucha śmiechem gdy ktoś nazywa ją feministką, sama marzy o tym, żeby nie musieć pracować, myśleć o swojej przyszłości i dbać o utrzymanie. Interesują ją inne rzeczy, ale nie jest tak nudna i przewidywalna za ją chciałaby uchodzić. Bohaterka ma jakąś tajemnicę i to właśnie ona będzie motorem napędowym akcji serialu.

Na tle konkurencji  
„Palm Royale” stara się być tak samo estetyczną produkcją jak wspominany „Med Man”, „Masters of Sex”, czy „Wspaniała Pani Maisel”. Wszystkie te tytuły, w dekoracjach lat 50. i 60. opowiadały ważne historie o kobietach, rewolucji seksualnej, a także przemianach obyczajowych, które wyznaczały takie wydarzenia jak np. Woodstock 1969. Niestety „Palm Royale” wypada blado na tle swoich poprzedników. Serial jest tylko ładnie zapakowanym papierkiem, w którym zabrakło cukierka.

Przerysowane wizerunki wrednych kobiet, zderzenie dwóch światów i tajemnice głównej bohaterki to zdecydowanie za mało, żeby nowość mogła przykuć widzów do ekranów telewizorów. Zabrakło pomysłu na opowiedzenie bardziej złożonej historii niż tylko o tym, że Maxine jest spostrzegawcza i uparta więc zawsze dąży do realizacji zaplanowanych celów.

To tylko wydmuszka  
W obsadzie pojawia się wiele gwiazd, m.in. Ricky Martin oraz Laura Dern jako aktywistka feministyczna. W którymś momencie twórcy uznali, że pokazywanie tego, co dzieje się latem w elitarnym klubie, może być spoiwem serialu. A tam przecież nic się nie dzieje. Goście siedzą nad basenem, popijają drinki i obgadują siebie nawzajem. Nijak ma się do złożonej narracji, jaką oferował nam „Med Man”, którego niektóre odcinki to mini dzieła sztuki. Wystarczy wspomnieć choćby ten o śmierci prezydenta Kennedy’ego, gdzie nastrój opowiada całą historię.

„Palm Royale” stara się być satyrą na amerykańskie lata 60., ale nie wychodzi to dobrze, ponieważ serial nie jest zabawny, ani nie spogląda zbyt wnikliwie na swoich bohaterów. Dla widzów znających te najpopularniejsze seriale o latach 60. będzie to strata czasu. Dla kogoś, kto dopiero zaczyna przygodę z kostiumem połowy XX wieku, może być wstępem do zapoznania się z najlepszymi produkcjami.

Jak widać, od czasu do czasu, nawet Apple TV+ może się mylić w wyborach repertuarowych.

Serial „Palm Royale” zadebiutował na platformie Apple TV+. Kolejne odcinki będą dodawane w środy.