Fake newsy zalewają internet. Jak je rozpoznać? Potrzebny zdrowy rozsądek i skuteczne narzędzia
Dezinformacja staje się coraz bardziej powszechna w internecie. Fake newsy mają przekonać nas do określonej narracji, a ich charakter wciąż ewoluuje, aby dostosować się do bieżących wydarzeń. Jak zidentyfikować dezinformację w sieci, w jaki sposób postępować z fake newsami? - Trzeba wyrobić w sobie naturalną czujność i zachować zdrowy rozsądek. Warto też używać odpowiednich narzędzi i platform do weryfikacji informacji, bo na fake newsy po prostu szkoda naszego czasu – radzą eksperci w rozmowach z Wirtualnemedia.pl.
Dezinformacja nie jest zjawiskiem nowym, także w internecie, jednak pojawianie się fake newsów wykazuje tendencję wzrostową w ważnych momentach, zarówno na świecie, jak i w konkretnych krajach. A tych ostatnio nie brakuje, jeśli weźmiemy pod uwagę pandemię Covid-19, czy obecną wojnę w Ukrainie.
W wypadku najazdu Rosji na Ukrainę dezinformacja stała się dodatkową bronią, której używają obie strony konfliktu, aby przekonać internautów do własnej narracji. Do tego celu wykorzystywane są m.in. spreparowane wpisy w mediach społecznościowych, czy zmanipulowane zdjęcia, np. osadzone w mylnym kontekście.
W dobie wojny w Ukrainie celem kampanii fake newsowych stała się także polska cyberprzestrzeń. Według Stowarzyszenia Demagog cztery główne trendy dezinformacyjne utrzymują się w polskiej sieci po miesiącu konfliktu. Pierwszy to fake newsy dotyczące treści proukraińskich, drugi zakłada, że dezinformacja jest dynamiczna i reaguje na to, co się dzieje. Trzeci trend dotyczy nowych technik dezinformacyjnych, zaś czwarty – generowania nowych teorii spiskowych. Wszystkie są jednakowo niebezpieczne dla odbiorcy.
Z kolei NASK tylko w pierwszym tygodniu konfliktu wyodrębnił aż 431 różnych, często powiązanych ze sobą wątków nasyconych fake newsami. Większość z nich odnosi się do tematyki migrantów, zarówno osób narodowości ukraińskiej uciekającej przed wojną, jak i z innych regionów. Oprócz tego ataki dezinformacyjne były kierowane w stronę lokalnej polityki (podsycanie sporów politycznych), sytuacji wewnętrznej, czyli bezpieczeństwa Polski, rządu czy Unii Europejskiej, a także historii i stosunków polsko-ukraińskich.
Jak zweryfikować teksty i zdjęcia?
W głowach internautów rodzą się oczywiste wątpliwości związane z tym, jak w powodzi informacji w sieci odsiać ziarno od plew, i nie stać się ofiarą działań dezinformacyjnych. W rozmowach z Wirtualnemedia.pl eksperci przyznają, że są na to skuteczne sposoby. Szczegóły podaje Marcel Kiełtyka, specjalista ds. komunikacji i członek zarządu Stowarzyszenia Demagog.
- Po pierwsze, powinniśmy z rozwagą komentować i reagować na treści w mediach społecznościowych – zaznacza Marcel Kiełtyka. - Pamiętajmy, że udostępniając niesprawdzone wiadomości, lajkując je, wysyłając znajomym lub komentując możemy nieświadomie przyczynić się do rozpowszechniania dezinformacji.
Ekspert wskazuje, że istotną cechą fałszywych informacji jest ich sensacyjny i emocjonalny charakter, którego celem jest przyciągnięcie naszej uwagi.
- Przyglądajmy się więc swoim emocjom, jeśli jakiś post wywołuje u nas skrajne odczucia (bardzo często negatywne), to dwa razy zastanówmy się, zanim podamy go dalej. Możemy odejść od komputera czy telefonu, odetchnąć, uspokoić się i z czystą głową wrócić raz jeszcze do informacji oraz wtedy podjąć decyzję, co z nią zrobić – radzi Kiełtyka.
W mediach społecznościowych coraz większą popularność zdobywają także zdjęcia czy filmy osadzone w złym kontekście. - Zwracajmy uwagę na czas, miejsce i okoliczności uwiecznienia danej chwili – zaznacza Kiełtyka. - Sprawdźmy, czy opis zdjęcia i filmu rzeczywiście jest zgodny z tym co możemy na nim zobaczyć. Zdjęcie warto wrzucić do Google (opcja grafika) i za pomocą odwróconego wyszukiwania sprawdzić, kiedy i w jakim kontekście pojawiło się w sieci. W naszej pracy zidentyfikowaliśmy już dużo zdjęć czy filmów rzekomo przedstawiających wydarzenia na wojnie w Ukrainie, a tak na prawdę opublikowanych już np. kilka lat wcześniej, często w całkiem innym miejscu. Przy weryfikacji zdjęć i filmów pomocna może być także wtyczka do przeglądarki RevEye. Filmy możemy sprawdzić np. za pomocą rozszerzenia InVid WeVerify. Bardziej skomplikowane śledztwa przeprowadzimy za pomocą technik OSINTu (biały wywiad).
Czytaj także: Google przekaże dodatkowe 10 mln dolarów na fact-checking, pomoże niepełnosprawnym uchodźcom
Jak skorzystać z RevEye, jednego z narzędzi weryfikacyjnych polecanych przez eksperta? Na początek trzeba zainstalować tę wtyczkę w przeglądarce Chrome (znajdziemy ją w Chrome Web Store).
Po zainstalowaniu RevEye wybieramy zdjęcie, którego autentyczność i kontekst chcemy sprawdzić. Przykładem może być fotografia Wołodymira Zełenskiego, które niedawno towarzyszyło informacjom na temat pobytu prezydenta Ukrainy na froncie walki z Rosjanami.
Należy kliknąć na zdjęcie prawym przyciskiem myszy, z rozwiniętego menu wybrać Reverse image search, a następnie opcje wyszukiwania, np. All search engines.
Po chwili pojawią się wyniki z kilku różnych wyszukiwarek. Bez trudu będzie można się przekonać, że ta konkretna fotografia nie została wykonana w trakcie obecnego konfliktu, ale rok wcześniej, gdy Zełenski odwiedził ukraińskie oddziały podczas ćwiczeń. Tymczasem z treści publikowanych wraz z tym zdjęciem można wnioskować, że prezydent jest obecny na froncie walk.
Deepfake i błędy językowe
W ostatnich latach coraz częściej w ramach działań dezinformacyjnych stosuje się technologię deepfake. Chodzi o filmy (z ang. od deep learning - głębokie uczenie i fake - fałszywki), które powstały za pomocą obróbki dźwięku i obrazu i służą do stworzenia nierealistycznych nagrań wideo. Oznacza to, że możemy dowolną osobę przedstawić jako inną, zmienić wypowiadane przez nią słowa czy miejsce w którym się znajduje. Filmy są tak realistyczne, że często praktycznie niemożliwe jest odróżnienie ich od prawdziwych sytuacji i postaci. Algorytm uczenia maszynowego może wykorzystać np. wizerunek znanych osób czy słowa, które wypowiedziały w innym kontekście.
Czy przeciętny użytkownik może samodzielnie rozpoznać deepfake? W tym wypadku potrzebna jest przede wszystkim czujność i spostrzegawczość.
- Podczas weryfikacji deepfake’ów, póki co, najskuteczniejsze będzie nasze oko i dokładne przyglądanie się np. ruchom warg osoby, która się wypowiada i porównywanie ich do synchronizacji z dźwiękiem – wyjaśnia Kiełtyka. - Zwracajmy też na różne anomalie na filmie, np. uciekające lub znikające piksele, nienaturalne wykrzywienia, nachodzące na siebie kontury itp. To wszystko może świadczyć o manipulacji obrazem. Niestety, nie powstały jeszcze proste w obsłudze i darmowe narzędzia do weryfikowania fałszywych filmów opartych na uczeniu maszynowym. Na szczęście taka forma dezinformacji póki co nie jest bardzo popularna, ponieważ stworzenie skutecznego deepfake wymaga sporo czasu i pieniędzy. Deepfake jednak pojawiają się w sieci coraz częściej.
Ekspert radzi, aby zwracać także uwagę na poprawność językową czytanych tekstów i postów. Błędy językowe, stylistyczne czy ortograficzne mogą świadczyć o automatycznym tłumaczeniu tekstu lub kolportowaniu dezinformacji przez boty.
- Ufajmy wiarygodnym i rzetelnym źródłom informacji - anonimowy profil na Facebooku lub Twitterze nie zawsze takim będzie! - podkreśla Kiełtyka. - Najlepiej korzystać z dużych agencji prasowych, mediów o dużej renomie i długiej historii oraz redakcji fact-checkingowych. Czytajmy całe teksty. Nie tylko nagłówki i tytuły, te mogą być clickbaitami i nie korespondować z pozostałą częścią tekstu wprowadzając nas w błąd.
Sprawdzajmy też datę publikacji. Nasz rozmówca zaznacza, że sytuacja na wojnie jest bardzo dynamiczna, to co dzisiaj jest prawdą, jutro może okazać się fake newsem i na odwrót.
- Poznaj swojego wroga, czyli bądź na bieżąco z narracjami dezinformacyjnymi np. regularnie odwiedzając portale fact-checkingowe – poleca Kiełtyka. - To pozwoli Ci łatwiej rozpoznać, czy dany przekaz nie zawiera fałszywych treści, ponieważ będziesz znał mechanizmy i środki jakie wykorzystują ośrodki propagandowe do osiągnięcia swoich celów dezinformacyjnych.
Szkoda czasu na fake newsy
Na stosowanie w kampaniach dezinformacyjnych zaawansowanych metod socjologicznych i psychologicznych zwraca uwagę prof. Dariusz Jemielniak, kierownik Katedry Zarządzania w Społeczeństwie Sieciowym Akademii Leona Koźmińskiego.
- Podstawową kwestią jest higiena cyfrowa – ocenia Dariusz Jemielniak. - Warto selekcjonować informacje i zdecydowanie nie poświęcać wręcz czasu na przyswajanie informacji nieznanego pochodzenia. Do źródeł o ograniczonym zaufaniu zaliczałbym także wszelkie popularne kanały na YouTube czy TikToku, o ile nie są prowadzone przez normalne redakcje medialne - dla vloggerów jest ogromna pokusa siania nonsensu, który robi zasięgi, bo zarabia się na nim tak samo dobrze, albo i lepiej, jak na informacjach zweryfikowanych.
Naukowiec przyznaje, że wiarygodnych, rzetelnych redakcji jest i tak bardzo dużo - a w ich przypadku utrata reputacji byłaby nieodwracalną szkodą, i dlatego proces weryfikacji wiadomości jest u nich wielostopniowy.
- Ponadto warto pamiętać, jak działa współczesna wojna: ona nie zaczyna się od salw armatnich, tylko właśnie od siania dezinformacji – przypomina Jemielniak. - Warto sobie zadać pytanie: czy w interesie Putina jest poróżnienie Polski z Unią Europejską? A jeśli tak, to co jest łatwiejsze, otwarte mówienie, że UE jest do bani (choć daje setki miliardów euro), czy raczej pielęgnowanie opowieści o tym, jaka to Polska jest wyjątkowa, jakie ma własne wartości i jak to powinna iść własną drogą?
Zdaniem eksperta podobnie w jest przypadku uchodźców - trudno zohydzić bezpośrednio ludzi, którzy właśnie doświadczyli tragedii i w normalnym odruchu chcemy im pomóc.
- Tutaj nazistowska narracja „Żydzi, wszy, tyfus plamisty” (odgrzana kilka lat temu w kontekście uchodźców z Syrii, w formule opowieści o „różnego rodzaju pasożytach, pierwotniakach”) nie przejdzie. Ale już opowieści o tym, że Ukraińcy mają większą pomoc państwową niż nasi rodacy - jak najbardziej wbija odpowiednią szpilę – zauważa Jemielniak.
Nasz rozmówca zaznacza, że na tego typu dezinformację idą duże budżety - i na tym właśnie polega współczesna wojna informacyjna. Sama świadomość tego, kto korzysta na tym, że w danego newsa uwierzymy, może być sporym otrzeźwieniem.
- Wreszcie, niezbędne jest korzystanie z krytycznego myślenia, ale także w sensie rozumienia hierarchii źródeł - świadomości tego, że żaden vlogasek na YouTube nie może służyć do obalania publikacji w czasopismach naukowych – podsumowuje Jemielniak.
Zautomatyzowana dezinformacja
Aktywną walkę z dezinformacją, nasiloną w dobie wojny w Ukrainie prowadzi obecnie wiele firm i organizacji. W marcu 2022 r. dołączył do nich także Brand24. Działania firmy są wymierzone przede wszystkim w spamboty i inne zautomatyzowane sposoby rozprzestrzeniania fake newsów.
- Walcząc z dezinformacją, Brand24 przeanalizował ponad 5 mld punktów styku z dyskusją na temat rosyjskiej napaści na Ukrainę – informuje Michał Sadowski, współzałożyciel i szef Brand 24. - Od ponad miesiąca wyłapujemy, demaskujemy i zgłaszamy konta mające największy udział w rozprzestrzenianiu dezinformacji.
Michał Sadowski zaznacza, że ogromna większość tych aktywności jest celowana w uchodźców z Ukrainy. Dominują nieprawdziwe historie o polskich dzieciach wyrzucanych ze szpitali kosztem uchodźców, tanim paliwie wyłącznie dla Ukraińców, itp.
- W wielu z tych tematów udało się zneutralizować setki botów, a zasięg związany z dezinformacją jaką rozsiewały spadł z milionów, do dziesiątek tysięcy impresji – zaznacza szef Brand24. - Nasza filozofia polega tu na diagnozowaniu kluczowych węzłów podających dezinformację i neutralizacji (poprzez zgłoszenie lub zdemaskowanie) takiego miejsca. Przypomnę, że uruchomiliśmy również specjalny serwis zglostrolla.pl https://zglostrolla.pl pośredniczący w zgłaszaniu szkodliwych profilów. Do tej pory otrzymaliśmy tam ponad 14 tys. zgłoszeń. Jeden z najbardziej aktywnych spam-botów wyprodukował ponad 600 wzmianek, generując ponad 1 mln kontaktów z tymi treściami.
Czytaj także: Dezinformacja w polskim internecie ma charakter także proukraiński
W rozmowie z nami Sadowski wyjaśnia, w jaki sposób funkcjonuje projekt prowadzony przez Brand24. - Koncentruje się on na walce ze spambotami oraz profilami nawołującymi do przemocy, czy nienawiści – zaznacza Sadowski. - Do tej pory sieci społecznościowe jak Twitter, czy Facebook zdecydowały się usunąć kilkaset profilów, które miały największy udział w rozprzestrzenianiu dezinformacji. Proces wygląda tak, że zgłoszenia są przetwarzane przez naszych analityków, po naszej analizie trafiają do NASK, który dodatkowo weryfikuje i podsyła zgłoszenie do wybranej platformy. Tam jest to analizowane po raz kolejny, i w przypadku naruszeń regulaminu usuwane.
Dołącz do dyskusji: Fake newsy zalewają internet. Jak je rozpoznać? Potrzebny zdrowy rozsądek i skuteczne narzędzia